4 października 2007

Potrafię!

Jedyną przysługą, jaką przyjaciel może naprawdę zrobić, to pokrzepiać twą odwagę, trzymając przed tobą lustro, w którym widzisz szlachetny obraz samego siebie”.

George Bernard Shaw


Cytat, który przywołałam na wstępie to nic innego, jak porada: WIERZĘ W CIEBIE! DASZ RADĘ! Sama walczę z moim przekonaniem, że to KTOŚ powinien rozwiązywać moje problemy. Jest to program, który często już w procesie wychowawczym był nam solidnie utrwalany. Jakże często dziecko bywa karcone za poszukiwanie własnych rozwiązań, własnych metod. Przypomina mi się sytuacja ze szkoły podstawowej, kiedy po raz pierwszy dostałam dwóję przy tablicy z matematyki.

Kolega (dobry uczeń) został wywołany do rozwiązania zadania. Miał swój sposób, ja miałam swój - prostszy, w którym tata mi pomógł. Zaczął rozwiązywać zadanie przy tablicy (tak ogólnie uważam, że wywoływanie do tablicy jest bardzo stresujące i zniechęcające, jeśli ma dowieść, że uczeń czegoś nie potrafi). Zaczął się jednak gubić w tym zadaniu i nie potrafił go skończyć. Więc zdenerwowana nauczycielka zaczęła wywoływać kolejnych najlepszych uczniów (nie wiem jaki miała zamiar, ale domyślam się, że chciała udowodnić mu przez porównanie, jak to kompletnie nic nie umie). Wywołała moja koleżankę, która też usiadła z dwóją, a następnie mnie. Nie umiałam również rozwiązać tego zadania sposobem kolegi, który gdzieś się pomylił i zagmatwał zadanie. Chciałam natomiast spróbować swoim. Odpowiedź była jednoznaczna: mam to po prostu dokończyć metodą kolegi. Oczywiście dostałam dwójkę. Okazało się później, że jego metoda nie była dobra, co manifestacyjnie udowodniła nam matematyczka. Gorszy był powrót do domu. Rodzice nie przyzwyczajeni do dwójek. Pamiętam do dziś drogę ze szkoły do domu i te myśli kłębiące się w głowie… tortura.


Czy w ten sposób można się nauczyć samodzielnego myślenia? Czy taki sposób traktowania uczniów daje im wiarę we własne możliwości? W to, że warto szukać własnych rozwiązań, które dają większą satysfakcję niż gotowce. Świadomość, że POTRAFIĘ niesamowicie buduje, dlaczego więc nie uczy się tego młodych ludzi?

Skoro nas tego nie uczą, samemu warto się tego nauczyć!!! POTRAFIĘ, POTRAFIĘ, POTRAFIĘ.. i tak w kółko!!!!!:) Niech wszyscy słyszą :) (to nie jest aluzja do złośliwych nauczycieli ;))!


4 komentarze:

bengi pisze...

Fakt faktem, ze polski system oświaty jest trochę zacofany... dlatego warto włożyć odrobinę energii w wychowanie swoich dzieci, aby umiały sobie radzić w życiu, zdobywać tylko potrzebną wiedzę i umiejętności, aby nie traciły czasu na rzeczy, które im się do niczego nie przydadzą. Szkoła nie nauczy dzieci życia, dlatego to rodzice powinni sprostać temu zadaniu. Na pewno nie jest to łatwe, ale już sam fakt zauważenia tej prawidłowości to jest sukces.

Alicja Poznańska pisze...

Od zauważenia się zaczyna.... to tak, jak z akceptacją. Należy zaakceptować fakt, że problem istnieje i działać, by go osłabiać, aż w końcu zlikwidować!

Anonimowy pisze...

Świat jest niesprawiedliwy- a pełnię tej niesprawiedliwości doświadcza dziecko w takiej sytuacji jaką opisałaś Alu. Ja sie też pod tym doświadczeniem podpisuję. Zresztą nie wiem czy to właśnie takie zachowanie nauczycieli czy też jakieś inne czynniki wpłynęły na to, że bardzo szybko stałam sie samodzielna, nie chciałam być popychana i karcona za wiedzę, którą zdobywałam sama, innymi sposobami niż "nauczycielskie" .

Alicja Poznańska pisze...

Takie zachowania nauczycieli w moim przypadku spowodowały, że traciłam pewność siebie i chęć do szukania lepszych rozwiązań.
Raczej zniechęcały do samodzielności, a zachęcały do ślepego zgadzania się z jednym, nieomylnym rozwiązaniem.
Samodzielność podejrzewam, że zdobywałaś może bardziej swoim dziecięcym uporem i może zachęcaniem ze strony rodziców. Tego typu działanie ze strony nauczycieli, które opisałam nie uważam za zachęcające do samodzielności.